sobota, 1 grudnia 2018

TŁUMACZENIE: Bonusowa scena od K.C Lynn! Dzień, którego Jaxon i Annabelle nigdy nie zapomną.

Przychodzę do was z czymś zupełnie nowym. K.C Lynn - autorka książki "Fighting Temptation" (która została wydana w tym roku przez Wydawnictwo Niezwykłe) na swoje stronie publikuje "bonusowe sceny", które opowiadają o życiu bohaterów całej serii MOH (głównie o życiu ich dzieci). Na sam początek postanowiłam przetłumaczyć scenę z punktu widzenia Jaxona. Annabelle jest jedyną córką jego i Julii. Belle ma dopiero dwanaście lat i dostała właśnie swoją pierwszą w życiu miesiączkę. Julia wyjechała na wycieczkę, więc Jax został z tym zupełnie sam. Chcecie wiedzieć jak poradził sobie z tą sytuacją? Zapraszam do czytania.

JAXON

Jestem już gotowy, aby wrócić do domu. Rozglądam się po siłowni szukając Annabelle. Czuję się z tym, że zostałem dłużej, niż powinienem był. Julia wyjechała na wycieczkę z dziewczynami, więc dzisiaj mieliśmy być tylko my, ale najpierw musiałem przyjść tutaj i zająć się kilkoma sprawami. A teraz kiedy jestem gotowy do wyjścia, to nigdzie nie mogę jej znaleźć.

- Hej, widziałeś Annabelle? Pytam Dextera jednego z wojowników, którego trenuje Slade.

- Nie, stary. Nie widziałem jej odkąd tutaj przyszliście.

Marszczę brwi. Wracam do swojego biura licząc na to, że po drodze na nią wpadnę, ale nigdzie jej nie ma. Po tym jak ponownie przeszukałem siłownie, idę do szatni. - Hej, Belle. Jesteś tutaj?

Nie słyszę odpowiedzi, odwracam się i mam zamiar wyjść, kiedy słyszę jak odpowiada.

- Tak.

Wchodzę do środka i zastaję ją siedzącą na jednej z ławke w tylnym kącie. Jej maleńkie ramiona opadły, a twarz zakopała w dłoniach. 

- Hej, skarbie, co się dzieje? - Upadam przed nią i próbuję zobaczyć jej twarz, ale ukrywa ją przede mną. Moja troska wskoczyła właśnie na nowy poziom. - Wsyzstko w porządku, Annabelle? Czy ktoś cię skrzywdził?

Przysięgam, zabiję ich. 

Kręci głową.

- Więc powiedz mi, co jest nie tak.

- Nie mogę. - Szepcze, wyrywając mi tym serce.

- Oczywiście, że możesz. Możesz mi powiedzieć o wszystkim, wiesz o tym.

Zawsze mogła. Nigdy wcześniej niczego przede mną nie ukrywała.

- Nie mogę, tato. Nie o tym. Potrzebuję mamy.

- Cóż, mamy tutaj nie ma. Wróci wieczorem, więc nie masz wyboru. Powiedz mi, Annabelle, żebym mógł ci pomóc. - Dąsam się, a mój głos staje się mocniejszy.

W końcu podnosi swoją twarz, a jej oczy pełne łez wpatrują się we mnie.

- Co jest? Co się stało? - Pytam i czuję, że zaczynam panikować.

- Dostałam okres. - Zaczyna płakać i ponownie ukrywa twarz. 

Sztywnieję, ogłuszona cisza wypełnia powietrze między nami.

CO. DO. KURWY?

Zastygam w bezruchu, z powodu braku słów.

Jak to jest w ogóle możliwe? Ona ma tylko dwanaście lat na litość boską. Czy to nie powinno się zdarzyć, kiedy będzie miała.. dwadzieścia lat?

Kiedy jej ramiona zaczynają się trząść z powodu płaczu, otulam ją ramionami. - Cii, wszystko jest w porządku. Wszystko będzie w porządku.

- Nie, nie jest. To upokarzające i nie wiem co robić.

Jezu. Ja też kurwa nie wiem.

- Nie wiem czy ktokolwiek z moich znajomych miał już swój.  - dodaje. - Jestem zbyt zawstydzona, aby ich zapytać.

- W porządku. Po prostu.. usiądź i tutaj poczekaj. Zadzwonię do mamy. Nie martw się. Rozgryziemy to. 

Staje na równe nogi, kiedy słyszę jak mówi.

- Tato?

Odwracam się, by spojrzeć jej w twarz, a moje serce bije jak pieprzony bęben.

- Nie mów nikomu, dobrze?

Przytakuję. - Nie martw się, nie powiem.

Wracam do biura, wyciągam telefon z kieszeni a ręce zaczynają mi drżeć, kiedy wybieram numer Julii. Dzwonię pół tuzina razy tylko po to, by usłyszeć jej pocztę głosową. 

Cholera!

- Tutaj Julia, zostaw wiadomość po usłyszeniu sygnału.

- Zadzwoń do mnie, to pilne. - Mam zamiar się rozłączyć, ale znowu przykładam telefon do ucha. - Naprawdę, cholernie pilne.. w porządku, kocham cię. Pa.

Zaczynam krążyć po biurze i zastanawiam się co do cholery mam zamiar zrobić, kiedy Sawayer staje w drzwiach, zatrzymuje się, gdy zauważa w jakim jestem stanie. - Co do diabła się z tobą dzieje? Wyglądasz jakbyś miał zamiar zwymiotować. 

Chwytając go za koszulkę, wciągam go do środka i zamykam za nim drzwi.

- Potrzebuję twojej pomocy.

Jego oczy zwężają się z wyraźną troską. - W porządku, co się dzieje?

- Czy możesz spróbować zadzwonić do Grace? Nie mogę się dodzwonić do Julii.

Marszczy brwi, ale wyciąga telefon. Kilka sekund później kręci głową. - Włącza się jej poczta głosowa. Co się do cholery dzieje? Czy ona ma kłopoty?

- Nie. Chodzi o Annabelle. Ona.. - Krzyżuję ramiona i wypuszczam głęboki oddech, gdy próbuję wypowiedzieć te słowa. Słowa, na które nie jestem gotowy i ona też nie jest.

Jezu, myślę, że się pochoruję. 

- Co, stary? Wypluj to.

- Czy Hope miała już.. okres?

Cofa się z wytrzeszczonymi oczami. - Do diabła nie! Stary, ona nawet nie ma jedenastu lat. To gówno się nie dzieje dopóki nie mają.. osiemnastu lat czy coś.

- Najwyraźniej nie, bo Annabelle właśnie dostała swój. - Jego szczęka opada, a oczy rozszerzają się - Coooo?

Przytakuję. - To prawda. Siedzi teraz w szatni i płacze, a ja nie wiem co do cholery mam zrobić. Dlaczego to musiało się stać, kiedy Julia wyjechała?

- Chcesz, żebym zadzwonił do mojej mamy? Ona będzie wiedziała co robić.

- Nie. Jeszcze nie. Powiedziałem Annabelle, że nikomu nie powiem. Ona jest naprawdę zażenowana.

Drzwi otwierają się i wchodzi Cade. Zatrzymuje się, kiedy widzi Sawyera i mnie. - Co?

Wtedy zdaję sobie sprawę, że mogę jeszcze otrzymać pomoc. Wciągam go do środka i zamykam drzwi, upewniając się, że nikt nas nie usłyszy. - Muszę się ciebie o coś zapytać.

- Okej. - mówi, patrząc to na mnie to na Sawyera. 

- To osobiste pytanie.

Wzrusza ramionami. - Co, chcesz poznać rozmiar mojego penisa?

Sawyer chichocze, uważając, że to co powiedział Cade jest zabawne. W innej sytuacji też by mnie to bawiło. Teraz nie ma w tym nic zabawnego.

- To poważne.

Słysząc ton mojego głosu, krzyżuje ręce i poświęca mi całą swoją uwagę. - W porządku. O co chodzi?

- Czy Ruthie.. Uh.. czy ona..

- Chce wiedzieć czy miała już swój okres. - mówi Sawyer, wyrzucając słowa, których ja nie mogłem powiedzieć.

Cade sztywnieje, jego stopy poruszają się niezręcznie. - Tak, dlaczego?

- Naprawdę? Jak dawno temu? - Pyta Sawyer, naprawdę ciekawy.

Cade patrzy na niego gniewnie. - To nie twój pieprzony interes.

Przerwam im, zanim zdążymy zgubić wątek. - Słuchaj, muszę wiedzieć, co zrobiłeś. Annabelle właśnie dostała swój i nie wiem co robić, a nie mogę dodzwonić się do Julii.

- Cóż, nie patrz na mnie. Nie wiem co robić.

- Ale właśnie powiedziałeś..

- Tak, ale to Faith zajmowała się tym gównem, nie ja. Cholera, ten dzieciak był bardziej zdenerwowany, niż ja. Udawaliśmy, że to nigdy się nie stało i oglądaliśmy mecz baseballowy.

Po prostu świetnie.

- Czy możesz zadzwonić do Faith albo Ruthie? - Pytam. - Zarówno Julia, jak i Grace nie odbierają.

Próbuje, ale bez powodzenia. Wzrusza przepraszająco ramionami. - Faith powiedziała, że zanim wrócą do domu, to pójdą jeszcze do kina.

- Tak, miałem nadzieję, że będą już wracać.

- Więc co masz zamiar zrobić? - Pyta Sawyer.

- Nie wiem. Zabiorę ją do apteki i kupie jej.. cokolwiek do cholery będzie potrzebowała i wyjdziemy z stamtąd. Mam nadzieję, że Julia zadzwoni do tego czasu.

- Powodzenia, stary. - mówi Cade, klepiąc mnie w plecy.

- Dzięki. -  Zbieram się do kupy i wracam do szatni.

Koniec świrowania Reid. Zajmujesz się strefą walk, więc będziesz w stanie poradzić sobie z córką, która dostała swój pieprzony okres.

Jezu, mówienie o tym sprawia, że mój żołądek się zaciska. Ona jest dzieckiem, jak do diabła mogło to się jej przydarzyć? To nieporozumienie.

Wchodzę do szatni i znajduję ją w tym samym miejscu, w którym ją zostawiłem, ale na szczęście przestała płakać. 

- Dodzwoniłeś się do mamy? - pyta, patrząc na mnie z nadzieją. 

Potrząsam głową.

Jej małe ramiona znowu opadają, a to sprawia, że moja klatka piersiowa się zaciska. Przyciągam ją do siebie i otulam ramionami. - Nie martw się. Rozgryziemy to.

- Jak? - mamrota przy mojej piersi. 

- Pójdziemy do apteki i miejmy nadzieję, że do tego czasu mama się odezwie.

- A jeśli nie? - pyta. 

- Zajmiemy się tym. Wszystko będzie w porządku. Obiecuję. Zaopiekuję się tobą.

Przytakuje. 

- Idziemy. - Obejmując ją ramieniem, wychodzimy i ruszamy do wyjścia. Opuszcza głowę, unikając kontaktu wzrokowego, nawet z ludźmi, którzy się z nią żegnają.

Sawyer łapie nas tuż przed tym jak mamy zamiar wyjść. Kładzie jej rękę na ramieniu i ściska. - Trzymaj się dzieciaku. Wszystko będzie dobrze. 

Moje oczy zamykają się w poczuciu przegranej.

Przysięgam na Boga, że go zabiję.

- Powiedziałeś mu? - Annabelle wrzeszczy, patrząc na mnie z przerażeniem. - Obiecałeś, że nic nie powiesz. - Zanim mam szansę wytłumaczyć, wybiega z płaczem.

- Ty dupku! -  uderzam go w ramię. 

- Co ja do cholery zrobiłam? - pyta, pocierając obolałe miejsce. - Po prostu starałem się być miły.

- Mówiłem ci, że ona nie chce, żeby ktokolwiek wiedział.

- Cóż, nie jestem nikim. Jestem jej wujkiem na litość boską.

- I? Nie chciała, żebym nawet ja wiedział, ty kutasie. Jezu!

- W porządku, przepraszam. Próbowałem tylko pomóc. Pójdę przeprosić.

Chwytam go, kiedy rusza w stronę drzwi. - Nie. Po prostu zostaw to w spokoju. Jest wystarczająco zawstydzona.

- Dobra. - burczy. 

- Posłuchaj, zadzwonię później. Jeśli Grace się odezwie, niech przekaże Julii, aby do mnie zadzwoniła.

Przytakuje. - Tak zrobię. Powodzenia w aptece. 

Annabelle siedzi w ciężarówce z opuszczoną głową, opierając się o szybę pasażera.

- Przykro mi, Belle. - przepraszam ją, kiedy wchodzę do środka. - Nie chciałem cię zawstydzić. Miałem nadzieję, że może Hope miała już swój i będziesz mogła z nią porozmawia.

- Miała? - pyta szeptem, nadal trzymając głowę opuszczoną. 

- Nie.

- Tak myślałam. - mruczy.

- Ale możemy zapytać jej babcię. Wujek Sawyer powiedział, że zadzwoni do niej, jeśli zechcesz z kimś porozmawiać.

- Nie ma mowy. Nie chcę, żeby ktokolwiek jeszcze wiedział, tato.

- W porządku. Rozwiążemy to na własną rękę.

Wyjeżdżając z parkingu, ruszam w stronę apteki. Po kilku minutach jestem na miejscu i modlę się, żeby Julia zadzwoniła, ale tak się nie dzieje.

- Mam nadzieję, że nie spotkam nikogo, kogo znam. - szepcze nerwowo Annabelle, wpatrując się w sklep.

- Chcesz, żebym wszedł sam? - Nie mam pojęcia, czego szukam. Mam jej kupić to, czego używa Julia? Nigdy wcześniej nie kupowałem jej tego gówna, ale wiem jak wygląda pudełko. Na pewno nie jest to takie trudne do znalezienia.

- Nie. Jest dobrze.

- Zrobimy to szybko. Wejdziemy i wyjdziemy. - przyrzekam jej.

- To najgorszy dzień w moim życiu. - mamrocze, gdy wysiada.

To zdecydowanie nie jest mój najgorszy dzień, ale na pewno nie jest najlepszy.

Gdy wchodzimy do sklepu, przypatruję się znakom i szybko znajduję sekcję dotyczącą higieny kobiecej. Kładę rękę na plecach Annabelle i prowadzę ją w tamtą stronę. W chwili, gdy docieramy na miejsce, otacza mnie szereg kolorowych pudełek.

Czym do cholery jest całe to gówno?

Rozglądam się w górę i dół rzędu, upewniając się, że jestem we właściwym miejscu. Jak do kruwy, może być tak wiele rzeczy do wyboru? W tym całym bałaganie nie mogę zobaczyć tego, czego używa Julia.

Nie chcąc tracić czasu sięgam i łapię pierwszą paczkę, którą widzę. Są dość duże, ale nie zaszkodzi.

- A co z tymi? - pytam.

Przez przerażone spojrzenie, które mi posyła, zakładam, że to nie jest odpowiednie. - Tato, to są pieluchy!

Huh? 

Spoglądam z powrotem na zielną paczkę. 

- Dla starych ludzi - szepcze.

Chrząkam. Odkładam je na miejsce i znowu skupiam uwagę na różnorodnych możliwościach.

- Hej, Annabelle.

Odwracam się w stronę męskiego głosu i odnajduję jakiegoś nastoletniego chłopaka, który ma na sobie koszulkę sklepu, a do jakiego twarzy przyklejony jest głupkowaty uśmiech, gdy wpatruje się w moją córkę.

- Och, um, hej, Jared - wita go, przestępując z nogi na nogę.

Jared? Kim do cholery jest Jared? Nigdy wcześniej nie słyszałem o pieprzonym Jaredzie. 

Dzieciak spogląda od Annaballe do mnie. Prostuje się nerwowo. - Uh, czy potrzebujesz pomocy w znalezieniu czegokolwiek?

Czując jak napina się obok mnie, szybko się wtrącam, zanim będzie zmuszona odpowiedzieć. - Czy wyglądamy, jakbyśmy potrzebowali pomocy?

Dotykam jej ramienia, dając jej znać, że sobie z tym poradzę. 

- Uh, nie proszę pana. Po prostu myślałem..

- Nie myślałeś. Gdybyśmy potrzebowali twojej pomocy, to byśmy o nią poprosili. Teraz idź i weź ten gówniany szeroki uśmiech ze sobą.

- O Boże - Annabelle jęczy, a jej głowa opada w klęsce.

- Tak, proszę. Prrrzepraszam, proszę pana - dzieciak papla, wyglądając, jakby miał się posikać w spodnie. - Do zobaczenia później, Annabelle - mówi zanim odbiega.

Kiedy znika mi z oczu, spoglądam na Annabelle i widzę, że na mnie patrzy. - Nie mogę uwierzyć, że właśnie mi to zrobiłeś.

- Co zrobiłem? - Pytam, trochę urażony, bo właśnie uratowałem jej tyłek. 

- Zawstydziłeś mnie!

- To ty powiedziałaś, że nie chcesz na nikogo wpaść.

- Mogłeś być bardziej uprzejmy. - chrząkam, ale ona nie pozwala mi nic powiedzieć. - Po prostu zapomnij. - Chwyta małą, różową paczkę i wciska mi ją w ręce.  - Czy możemy już stąd iść?

Podążam za nią i podchodzę do kasy. Po umieszczeniu opakowania na blacie, zwracam się z powrotem do Belle. - Ile on ma lat?

- Czy to ma znaczenie?

- Tak. Jest za stary, żeby z tobą rozmawiać.

Przewraca oczami. - Jest ode mnie starszy o dwa lata i jest tylko kimś, kto się ze mną wita. Nic więcej.

- I nie będzie nic więcej, bo znasz zasady

Gdyby wzrok mógł zabijać, to przysięgam, że byłbym teraz 10 stóp pod ziemią.

- Um, to będzie 5, 97 -  mówi kasjer nerwowo, wcinając się w naszą rozmowę. 

Kiedy się odwracam, Annabelle bierze paczkę z blatu i wybiega ze sklepu. Ciężko oddycham, czując się winny, że byłem dla niej zbyt ostry, zwłaszcza, że i tak ma już zły dzień.

- Nie potrzebuję paragonu - mówię kasjerowi, wkładając portfel z powrotem do kieszeni.

Kiedy kieruję się do drzwi, widzę, że ten dzieciak obserwuje mnie za jedną z półek.Jego oczy rozszerzają się z przerażeniem, gdy zdaje sobie sprawę, że go zauważyłem.

Wskazuję na niego. - Trzymaj się z dala od mojej córki.

Gwałtowanie kiwa głową, odwraca się i ucieka. 

Z zadowolonym uśmiechem wychodzę ze sklepu i czuję się trochę lepiej. A przynajmniej dopóki moja córka postanawia zaszczyć mnie kompletną ciszą w drodze do domu, nie odzywa się nawet wtedy, kieyd bardzo się staram skłonić ją, by ze mną porozmawiała. Ledwo zdążyłem zaparkować, gdy ucieka i wbiega do domu.

Wchodzę do środka i daję jej trochę czasu dla siebie. Ponownie próbuję dodzwonić się do Julii, ale nadal nie odbiera. Po około dwudziestu minutach wchodzę na schody i pukam do zamkniętych drzwi jej sypialni.

- Belle, czy mogę wejść?

Przez chwilę panuje kompletna cisza. 

- Tak.

Miękki ton jej głosu daje mi nadzieję, że może tak bardzo nie spieprzyłem. Otwieram drzwi i zastaję ją leżącą na łóżku, przykrytą kocem i obejmującą poduszkę.

- Czy wszystko.. uporządkowałaś? - Pytam niepewny czy są to właściwie słowa, których powinienem użyć.

- Tak. - mówi znowu, unikając ze mną kontaktu wzrokowego. Patrzy w dół, gdzie jej palce dotykają koc, który zrobiła jej babcia.

Siadam obok niej na łóżku. - Przykro mi, że cię zawstydziłem. Powinien był lepiej to załatwić.

Wzrusza ramionami. - To nie ma znaczenia.

Prawdopodobnie ma, ale postanawiam to zostawić i zmienić temat. - Chcesz obejrzeć film? A może chcesz coś przekąsić?

- Niezbyt. Jestem zmęczona. Czy będzie w porządku, jeśli zamiast tego zamówimy kolację?

- Tak, w porządku. Cokolwiek chcesz.

Wtedy w końcu spogląda na mnie tymi pięknymi, smutnymi i lodowato niebieskimi oczami.  - Założę się, że w takie dni jak ten dzisiejszy, wolałbyś mieć syna, huh?

Napinam się, a słowa te przecinają mnie jak gorące ostrze. - Nie! - Kiedy jej wzrok znowu opada na łóżko, chwytam jej podbródek i zmuszam, by na mnie patrzyła. - Nigdy, Annabelle. Słyszysz mnie? Ani razu nie życzyłem sobie syna zamiast córki. Nie dzisiaj ani nigdy. Nie zamieniłbym cię na nikogo ani na nic w świecie.

Widok łez spływających po jej twarzy, niszczy mnie od środka. Ociera je wierchem dłoni, siada i owija ramiona wokół mojej szyi, chowając twarz w moim ramieniu. 

- Kocham cię, tato. - płacze, a jej ramiona drżą.

To sprawia, że moje gardło zaczyna palić jak skurwysyn. 

- Ja też cię kocham. Ty i twoja mama jesteście dla mnie wszystkim. - mówię.

Pozostajemy przytuleni, dopóki nie przestaje płakać, a ja cenię każdą tę chwilę i modlę się, abym nigdy tego nie stracił. Mam nadzieję, że nigdy nie przestanie mnie tak przytulać, bez względu na to ile będzie miała lat.

- Chcesz, żebym ci coś przyniósł? Coś do picia? 

- Któraś z herbat mamy byłaby świetna.

- W porządku, zaraz ci przyniosę. Jak wrócę to rozgryziemy, co zamierzamy zamówić na kolację.

Zmierzam w kierunku drzwi, kiedy słyszę jak mnie woła. - Hej, tato? - Zatrzymuję się i odwracam w jej kierunku. - Dziękuje za dzisiaj. Wiem, że nie było to łatwe dla żadnego z nas.

-Zawsze będę przy tobie, Belle. Bez względu na to, z jaką przeszkodą będziemy musieli się zmierzyć.

- Wiem. - szepcze i wciska się w głąb swojego łóżka.

Ponad dziesięć minut zajmuje mi zrobienie herbaty. W między czasie Julia gorączkowo próbuje się do mnie dodzwonić. Kiedy mówię jej o tym co się wydarzyło, zaczyna płakać z poczucia winy. Jestem dzisiaj pieprzonym zwycięzcą, który sprawia, że ludzie płaczą.

Po uspokojeniu jej, kończę rozmowę i wracam do pokoju Annabelle, ale widzę że kompletnie odpłynęła. Kładę filiżankę herbaty na nocnej szafce i naciągam koc na jej ramię. Z ciężki oddechem, siadam na podłodze obok dużego, owłosionego, różowego króliczka. Wygrałem go dla niej na karnawale, gdy miała siedem lat. Przyglądam się jej jak śpi i zdaję sobie sprawę, że nie ma innego miejsca, w którym chciałbym teraz być.

***

Później tego wieczoru siadam na werandzie z piwem, a wokół mnie panuje kompletna cisza. Wtedy słyszę jak drzwi wejściowe otwierają się i zamykają. Po chwili czuję ciepłe ciało Julii, kiedy siada obok mnie, a jej ramiona owijają się w okół mojego bicepsa. Znajome uczucie jej obok mnie jest czymś, za czym tęskniłem przez ostatnie kilka dni.

- Jak się ona czuje? - pytam. 

- Ma się dobrze - znowu zasnęła - odpowiada cicho. Jej głowa opada na moje ramię, kiedy na mnie spogląda. - Powiedziała mi, że próbowałeś kupić jej pieluchy.

Odwracam głowę, patrzę na nią i zauważam, że się uśmiecha. - Jules, powiedz mi.. dlaczego do cholery pieluchy znajdują się w tym samym miejscu co tampony? To nie ma sensu.

Mój wybuch sprawia, że zaczyna się śmiać. Cieszę się, że uważa to za zabawne, ponieważ to gówno dręczy mój umysł. 

Przyciągam ją do siebie, a jej miękkie dłonie otulają moją szczękę, gdy kładzie czoło na boku mojej twarzy. - Dobrze się spisałeś, Jax. Naprawdę. Jestem z ciebie dumna.

Chrząkam, zdając sobie sprawę, że jest to kłamstwo. Wcale mi dobrze nie poszło. Spierdoliłem to po królewsku, ale przynajmniej przeżyliśmy. 

Obydwoje.

Wpatruję się w jej seledynowe oczy, bez których nie byłbym w stanie przeżyć. Minione trzy dni bez niej były pieprzoną torturą. Chwytam jej biodra i podnoszę ją, by usiadła na mnie okrakiem. Mój kutas twardnieje, gdy moje dłonie wsuwają się pod jej sukienkę, a ja czuję jej gładką, nagą skórę.

- Miałaś udany weekend? -  pytam. Obejmuje mnie za szyję, a ja składam szybkiego buziaka na jej ustach, przez co mogę poczuć jej smak. - Mmm.. tak. Ale bardzo za wami tęskniłam.

- My też za tobą tęskniliśmy, skarbie. - pochylam się, łapię ją za szyję i zaczynam całować. Słodki smak jej skóry przepływa przez moje żyły. 

Nigdy mi się to nie znudzi - ona nigdy mi się nie znudzi.

- Jax. - jej głos jest bez tchu, palce wplata mi we włosy i ciągnie je z taką samą ochotą, jaką ja odczuwam. 

- Czy twoja cipka jest mokra, Jules?

Seksowny jęk wyrywa się z jej ust. - Zawsze dla ciebie. Wiesz o tym.

- Tak, skarbie, wiem o tym. - podnoszę ją do góry, wstaję i ruszam w kierunku drzwi. -Wejdźmy do środka i zajmijmy się tym.

Przez resztę nocy zatapiam się w kobiece, która zawsze będzie mnie posiadała. Matka mojej córki, moja żona i na zawsze.. moja najlepsza przyjaciółka.

* Powyższe tłumaczenie ma na celu promocję twórczości autorki, a nie czerpanie z niego korzyści majątkowych. Prawa autorskie całkowicie należą do autorki. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz